2
by ognista | Score: 5450
Cały świat wstrzymał oddech, witając spanikowanym wzrokiem kosmiczną kolonię gwiazd sunących po niebie, powłóczając długim, jasnym ogonem. Zataczały łuki, wskakując w niebiański odmęt ciemnych fal, jak delfiny. Zdradliwe. Chwyciłam kciukiem gumkę do włosów która oplatała mój nadgarstek i odciągnęłam ją kciukiem, by po chwili boleśnie przecięła powietrze, zostawiając na skórze czerwoną smugę. Choć mikroból udowadniał, że wciąż znajduję się tu i teraz, umysł, wciąż sądził, że to co widzę, jest kolejnym nieco zbyt dystopijnym koszmarem, który nawiedzał mnie tak często. Niebo mściło się. Obydwoje patrzyliśmy na siebie nie spuszczając wzroku. Czytało mi w myślach, upewniając się, czy wiem, że to ja zawiniłam najbardziej.
"przepraszam" - powiedziałam, nie wiedząc nawet do kogo powinnam skierować te słowa. Do siebie? Do wszechświata?A może do przyszłych nienarodzonych pokoleń?
Przerażenie odbierało mi dech. Strach mieszał się z poczuciem winy, płacz stawał w gardle, dusząc mnie.
"Będziesz winna upadku wszystkiego co dane było nam poznać i zbudować" - powiedział mi kiedyś to była moja super moc. Ukrywając się za stosem papierów i statystyk, w których powodzenie sama nie wierzyłam, starałam się stłumić głos, przypominający mi i powtarzający w kółko, jak mantrę, grzech o którym wreszcie udało mi się zapomnieć. Byłam jeźdźcem apokalipsy. Najpiękniejszej we wszechświecie rzezi, która trwała od milionów lat. Miałam dość. Pokochałam te słabe istoty. Na przestrzeni lat, zakochiwałam się w nich coraz bardziej. Obdarowywałam ich sympatią. Teraz znowu miałam być sama